Kobieta nigdy nie wie, czego chce, ale nie spocznie, dopóki celu nie
osiągnie.
Planica, 2015*
- Hej, młody, uważaj!
Ała. Uprzedziłeś mnie za późno, stary.
Podniosłem z podłoża narzędzie tortur, jakim była
piłka do siatkówki, która mimo swojego pozornego wyglądu, potrafi człowiekowi
krzywdę zrobić – nie kłóćcie się, sam się o tym przekonałem.
Pozbywszy się jej, podszedłem do naszego kadrowego
domku i usiadłem na schodach.
Podszedł do mnie zasapany Fannemel.
- Nie chcesz grać za mnie? Chłopaki robią mi na
złość i wyrzucają piłkę za wysoko.
Ciężko jest być Andersem. Albo takim niskim jak
on, jak kto woli.
Doskonale zdawałem sobie sprawę, jakimi wrednymi
chujkami potrafią być nasi koledzy z kadry, więc wstałem, położyłem mu rękę na
ramieniu i obiecałem:
- Pomszczę cię, bracie.
Uniósł brew.
- No to… do boju kocie?
Zasznurowałem porządniej moje buty, poprawiłem
włosy i zabrałem Fannisowi jego okulary przeciwsłoneczne, bo na moje własne
jeszcze nie zarobiłem, i byłem gotowy do gry.
- Tande! Rusz dupala! – krzyknął Stjernen.
Od razu do niego podbiegłem.
- Zagrasz ze mną. Sjoeen i Forfang nie umieją
nawet podbić piłki, więc to tylko formalność.
- Gramy o coś fajnego, czy po prostu włączył ci
się instynkt zwycięzcy?
Klepnął
mnie w ramię.
- Tu nie chodzi tylko o męską dumę. Gra toczy się
o skrzynkę słoweńskiego piwa. Przegrany stawia.
Słyszałem, że słoweńskie piwo jest takie dobre, że
po wypiciu go, nawet niedoszłemu samobójcy chce się żyć. Nie żartuję.
Przybiłem Andreasowi piątkę.
- Ten miód będzie nasz, przysięgam na moje
wiązania.
Głośno wciągnął powietrze.
- To zobowiązujące, wiesz?
Poklepałem się w pierś.
- Jestem tego świadom.
Zawołaliśmy chłopaków na nasze prowizoryczne
boisko. Graliśmy na usypanym kamykami podłożu, a za siatkę służyło nam, mniej
więcej mojego wzrostu, ogrodzenie.
- Fannemel i tak by nie blokował – parsknął
śmiechem, uderzając mnie w ramię.
Ja się nie zaśmiałem. Ba, ja nawet się nie
uśmiechnąłem.
- Dlaczego śmiejesz się z jego nieszczęścia?
Nie odpowiedział mi na to pytanie, bo przerwał mu
krzyk Phillipa:
- Zaczynamy czy nie?
Uniosłem brwi.
- Co ci się tak spieszy?
- Bo jest o co grać!
Oparłem się rękoma o barierkę.
- Rodzice wiedzą, że pijesz tak młodo pijesz
alkohol?
Zmarszczył czoło.
- Jesteś ode mnie tylko o rok starszy, debilu.
Wybałuszyłem oczy.
- Tak to ty sobie do kolegów z podwórka mów, jak
ci pozwalają.
Szach-mat, koleżko.
Już lekko sprowokowany wróciłem do Stjernena i
powiedziałem cicho:
- Teraz to musimy to wygrać.
Pokiwał głową.
- Wasza piłka, starsi mają pierwszeństwo –
krzyknął Johann, rzucając Mikasę.
- Ech, widać, że młodzi i głupi – mruknął mój
towarzysz, łapiąc piłkę. – I tak ich dojedziemy.
Mieliśmy mało czasu przed rozpoczęciem właściwego
treningu, czyli symulacji lotów, więc postanowiliśmy zagrać jednego seta do
piętnastu.
- Ty przyjmiesz, ja ci wystawię i zaatakujesz,
okay?
Spytał mnie, kiedy czekaliśmy na zagrywkę bruneta.
- No dobra.
Piłka powędrowała w moją stronę, więc niemal
perfekcyjnie ją przyjąłem, a mój przyjaciel mi ją wystawił i wszystko byłoby
pięknie, gdyby nie… no właśnie.
- Prekleto!
Ups?
Cała trójka wybuchła śmiechem.
Zrobiło mi się głupio, że dziewczyna dostała ode
mnie rykoszetem w głowę, toteż uniosłem rękę w geście przeprosin, i zacząłem
iść w jej stronę, ale…
Ała, po raz drugi dzisiaj.
Pomasowałem moje biedne czółko, a moi przyjaciele
śmieli się coraz głośniej. Miło mi, że ich rozbawiłem.
Rozejrzałem się znowu, żeby poszukać uszkodzonej
brunetki, ale nie mogłem jej nigdzie znaleźć.
Trudno, najwyżej nie tym razem.
~*~
Po kolejnym nieudanym konkursie, który zakończył
się dla mnie na pierwszej serii, stałem wraz z innymi zawodnikami i czekałem na
rozpoczęcie się drugiej serii.
- Wiesz,
teraz będę miała wyrzuty sumienia, że to przeze mnie źle ci poszło.
Odwróciłem się w stronę, z której dochodził głos i
dosłownie zabrakło mi tchu.
Ona była, no cóż, piękna.
- Przykro mi, naprawdę. Nie chciałem ci zrobić
krzywdy.
Machnęła ręką.
- Nic mi nie jest, no i ja też chciałam cię
przeprosić. Ty uderzyłeś mnie nienaumyślnie, a ja specjalnie rzuciłam piłką
najmocniej jak umiem.
Wymusiłem uśmiech.
- Należało mi się.
Odrzuciła włosy do tyłu.
- Nie chcesz skoczyć na jakąś kawę?
Zagryzłem wargę.
- Teraz?
Uśmiechnęła się.
- Czemu nie?
Zawahałem się.
- Bardzo chętnie, ale… drugi trener chyba mnie
woła – kiwnąłem głową, na stojącego jakieś sto metrów od nas Magnusa – chce
przeanalizować jakieś błędy, czy coś. No to ten, do kiedyś!
Wyszczerzyłem się jak idiota, po czym podbiegłem
do zdezorientowanego Breviga i szepnąłem:
- Ratuj, królu złoty. – kontynuowałem – Poklep
mnie po ramieniu i zacznij coś mówić. Błagam.
- Co ci, młody? – zdziwił się.
- Tamta laska z tyłu jest jakaś dziwna.
- Ta, z którą przed chwilą gadałeś?
Pokiwałem głową.
- Ta sama.
- Co z nią nie tak?
- No nie wiem, niby ładna, ale jakaś podejrzana z
charakteru.
- I wiesz to dzięki rozmowie, która trwała minutę?
Uszczypnąłem grzbiet nosa.
- No… tak.
Przewrócił oczami.
- Głupi jesteś i tyle. Chociaż w sumie, jakbym
miał takiego brata to też byłbym dziwny.
- Kto jest jej bratem?
- Anze Lanisek.
To wiele wyjaśnia.
~*~
Razem z resztą team-u oglądaliśmy wskakujących na
podium Słoweńców i Niemca. Było nam trochę przykro, bo po pierwszej serii Velta
był blisko podium, ale obiecaliśmy odpalić w jutrzejszym konkursie drużynowym.
- Twoja nowa koleżanka tam stoi – szepnął do mnie
Sjoeen.
Jak to już w życiu bywa, zwierzysz się jednemu, to
zaraz dowiedzą się wszyscy.
Nie inaczej jest w kadrze norweskiej.
- Koleżanka aka wariatka – odburknąłem.
Parsknął śmiechem.
- Patrz teraz.
Zrobiłem, o co mnie poprosił, i jestem pewien, że
będę żałował tego przez długi czas.
Słowenka widząc, że na nią spoglądam, wyciągnęła
pasek swoich stringów zza spodni, upuściła coś na ziemię i pochyliła się po to.
- Fu – skrzywiliśmy się jednocześnie.
Odwróciła się w naszą stronę i puściła nam oczko.
- Mam dość – przyznałem.
- Ja też – przybił mi piątkę.
~*~
Dwa dni później, kiedy sezon oficjalnie zakończył
się wygraną Niemca, pakowaliśmy wszystkie rzeczy, które przywieliśmy ze sobą na
skocznie, do busa.
- Tande – zwrócił się do mnie Magnus – pójdź do domku
i zobacz czy nie zostawiłem w nim
kluczy.
Pokiwałem głową, bo po co mam się kłócić?
Od parkingu do mojego celu nie było daleko, więc
minutę później byłem w nim i szukałem kluczy.
Stałem tyłem do drzwi, gdy nagle usłyszałem
przekręcający się zamek.
Co do
kurwy?
- Nie bój się, to tylko tak na wszelki wypadek.
Przełknąłem ślinę i powoli odwróciłem się.
- Mogłabyś otworzyć? Spieszymy się na samolot.
Machnęła ręką.
- Nie masz chwilki?
Posmutniała.
Pokręciłem głową.
- Nawet dla mnie?
Zaczęła pomału zbliżać się w moją stronę.
- Ani kroku dalej! – wydarłem się.
Ona nic sobie z tego nie zrobiła, tylko
uśmiechnęła się szeroko.
- Cii, o nic się nie martw.
Zostało jej dosłownie kilka kroków do mnie, kiedy
rozległo się pukanie.
- Daniel? Żyjesz?
Od razu krzyknąłem:
- Pomocy!
Chyba przestraszyła się, bo podbiegła do drzwi i
otworzyła je.
Szybko podbiegłem do nich i wyleciałem stamtąd jak
z procy.
Marzec była zdecydowanie najdziwniejszą
dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznałem.
*A Daniel oszukał przeznaczenie i wcale go tam nie
było xD
~*~*~*~
Przepraszam!!!!
Kompletnie zapomniałam o
tym blogu, przez co go zaniedbałam:/
Ale teraz obiecuję pisać
szybciej i dodawać częściej:D
Buziaki:*
Chce ktoś z Was zwiastun na bloga?:D
Chce ktoś z Was zwiastun na bloga?:D